Ard

Forum pełne magii, przygód, potworów i wyzwań.

  • Nie jesteś zalogowany.
  • Polecamy: Gry

Ogłoszenie

Witamy na Ard Gaeth!

Reinkarnacja forum rozpoczęta.

Zapraszamy do gry!
Sprawdźcie ogłoszenia Etap 2: Zakładanie KP oraz wprowadzenie w świat

#1 2016-06-28 01:25:16

Desstro

Gość

Podróż bez drogi

Kiedy masz udeptaną drogę teoretycznie możesz też powiedzieć dokąd zmierzasz...
Ja nie mogłam, znałam jedynie polanę na której mieszkałam, drogę do miasta skąd przyszło zniszczenie mojego azylu oraz kawałek lasu wokół polany. Tylko a wtedy dla mnie aż tyle.
Później musiałam uciekać, zejść z rodzinnej góry i... szukać swojego miejsca...

Może to brzmieć jak wielki exodus, ucieczka biednego dziecka ze spalonego domu.
Wcale tak nie było...

Byłam otoczona Naturą, kimś kto mnie chronił bardziej od moich własnych rodziców...
Każdy las jest dla mnie domem, polana placem zabaw, góra latarnią lub wieżą starej fortecy, z której wszystko widać.
Nigdy nie czułam się samotna, każde zwierzę jest mi przecież przyjacielem, każde drzewo i skała oparciem.
Jedyne co zawsze mnie zadziwiało, to to, że moi rodzice wolą spędzać czas ze sobą niż tak jak ja, z Naturą...

-Ale chyba już wiem -wyszeptałam do siebie w duchu. Stałam cztery łokcie od Fersha, który najwyraźniej nie wiedząc o mojej obecności, obserwował jak młode wiewiórki ciągle wyrywają sobie tego samego orzacha. Plan był prosty, z głośnym okrzykiem rzucić się na jego plecy... ale jeszcze nie. Nie wiem co jest lepsze, obserwować jego pogrążoną w spokoju sylwetkę, czy wreszcie zawisnąć mu na szyi, by być bliżej niego... by usłyszeć jego śmiech.
-Można wiedzieć co odkryłaś? -nagle odwrócił głowę, patrząc na mnie z łobuzerskim uśmiechem na twarzy. Mogłam się nie ociągać, może jeszcze zachowałabym element zaskoczenia... ale, czy to ważne? On i tak tu jest.
-Dlaczego moi rodzice woleli swoje towarzystwo, zamiast Natury -uśmiechnęłam się lekko.
Fersh był ode mnie widocznie starczy i wyższy od całą głowę, był smukły a jednak szeroki w ramionach i gdybym miała go przyrównać do jakiegokolwiek zwierzęcia, to musiałby być to wilk. Silny, zwrotny, szybki i ten ogień w oczach... ale jeśli brałabym pod uwagę całą jego posturę i sposób zachowywania się, to musiałby być to anioł. Wieczny spokój w oczach, świątynna cisza wokół niego i jego piękny, pełen ciepła, i serdeczności uśmiech, co raczej nie pasuje do wilka prawda?
-Hmm, a więc o tym myślisz? -jego spojrzenie złagodniało, najwyraźniej zrozumiał co przez to chciałam powiedzieć. Właśnie pojęłam pojęcie miłości. -Dess... moje droga Dess... musisz być aż tak niezwykła zamiast zwykłego "kocham cię" uciekać się do metafor? -zaśmiał się odwracając się do mnie. Jednocześnie jedna z kłótliwych wiewiórek wskoczyła mu na ramię ze swoim trofeum w postaci orzeszka.
-A... bo ja... e... -zacięłam się, to prawda, Fersh jest dla mnie WAŻNY i to bardzo. Mimo to w momencie pojęcia miłości te dwa słowa stają się po prostu mocne.
-Przecież wiesz jaki mam do tego stosunek -szybko przytulił mnie do siebie uspokajająco głaszcząc mnie po głowie. -Nie znoszę gdy denerwujesz się z takich powodów...
-Zbladłam? -bąknęłam cicho starając się unormować oddech.
-Bardzo -westchnął. -Jakby jutro nie miało nadejść... już lepiej? Oddychasz? -zaśmiał się cicho odsuwając mnie na długość jego ramion.
-Oddycham, to jeszcze potrafię -wybuchnęłam śmiechem.
-No to nauczę cię nowej umiejętności, a chodzi tu o mówienie...
-Przecież ja...
-SZ! -położył mi palec na ustach patrząc na mnie z błyskiem w oku. -Naprawdę umiesz skoro dwóch prostych słów nie potrafisz powiedzieć? -parsknęłam ponownie śmiechem. -A więc słucham... -oparł się o pień krzyżując ręce na piersi, patrząc na mnie jednocześnie z dumą, co dało mi siły, nie mogę go przecież zawieść prawda?
-Fersh... kocham cię -powiedziałam cicho nie przerywając kontaktu wzrokowego. Mężczyzna nagle przestał się uśmiechać.
-To niesamowite -wymamrotał pod nosem. -Brzmiałaś jak skamlący niedźwiedź -nachylił się do mnie, na co zarumieniłam się ze złości.
-Wcale nie! -pisnęłam odskakując, przez co on wybuchnął śmiechem.
-Żarty na bok... nigdy nie pomyślałbym że takie dwa słowa, mogą zabrzmieć tak wzruszająco z ust tak drobnej istoty... i to wypowiedziane tak nieśmiało -westchnął robiąc krok w moim kierunku. -Ale to ma sens nie uważasz? Które wyznanie tak potężnego uczucia może brzmieć prawdziwie bez łez, drżącego głosu? Jeśli powiedziałbym to głośno i pewny siebie... nie zabrzmiało by to sztucznie? Tak jak czytanie ogłoszeń karczemnych... -wypiął pierś demonstracyjnie przybierając poważny wyraz twarzy. -Kto pozwolił by jego klacz zostawiła pokaźny wyraz miłości w postaci wielkiej kupy nawozu tuż przed wejściem? -zadudnił tubalnym głosem, na co zachichotałam. -Ciszej to brzmi o wiele wspanialej prawda? -mruknął przybliżając się jeszcze bardziej. Obecnie nasze nosy delikatnie stykały się. -Kocham cię Desstro -wyszeptał lekko zaciskając swoją dłoń na mojej.

 

#2 2016-06-29 21:57:02

Desstro

Gość

Re: Podróż bez drogi

Dzień chylił się ku zachodowi, las powoli cichł, wiatr nie ustawał, a ja siedziałam na przygotowanej platformie zbudowanej z dwóch blisko znajdujących się konarów przykrytymi gałęziami.
- Coś nie tak? -zapytałam cicho gdy Fersh zeskoczył obok platformy ciągle oglądając się na zachód, w kierunku horyzontu. Nasze siedzisko znajdowało się dosyć wysoko, można by rzec że tuż przy szczycie wzgórza który porastał ten las.
- Hmm... -zamyślił się, nawet nie odwrócił w moją stronę, co mnie tylko dodatkowo zmartwiło. Wstałam i podeszłam do niego starając się wypatrzeć coś co tak przykuło jego uwagę.
- Słońce zaczepiło się gór i nie chce zajść? -wyszeptałam mu cicho do ucha wybudzając go z transu.
- Desstro! -odsunął się raptownie robiąc mocno zdziwioną minę. - Kiedy nauczyłaś się tak zakradać? Myślałem że już śpisz...
- Czekałam na ciebie...
- Dziękuję... chodźmy już spać...
- Nie... powiedz mi co się dzieje... od samego początku gdy cię poznałam uśmiechałeś się, a teraz nie. Przecież wiesz że możesz mi ufać -przerwałam mu brutalnie, Fersh spuścił głowę, niczym skarcone dziecko. To zmroziło mi krew. On  n i g d y  się tak nie zachowywał... przynajmniej przy mnie.
- Desstro... -powiedział cicho po czym westchnął. - Dobrze... tylko... ufasz mi prawda? -podniósł wreszcie wzrok. Jego oczy były pełne przerażenia i bólu, który momentalnie przelał się na mnie.
- Tak, oczywiście -wymamrotałam cicho całkowicie zbita z tropu. Mężczyzna usiadł ociężale na platformie wbijając swój nieobecny wzrok w nieokreślony punkt na dole.
- Zanim mnie znalazłaś... byłem kompletnie innym czł... inną osobą -poprawił szybko. - nie nazywali mnie anielskim, ale diabelskim, więc ...boję się że moja przeszłość może mnie dosięgnąć tutaj. Nie przesiedzimy przecież całego życia w lesie prawda? Trzeba się też również zmierzyć z faktem że może wybuchnąć pożar, jakiś król zapragnie zasiedlić to miejsce... Ale tak całkowicie poza tym twoje drugie imię to wolność, to przecież widać. Musiałbym być potworem żeby trzymać cię tutaj... jak księżniczkę w zamku... przecież wiem, że jeśli nie zmienisz miejsca to na dłuższą metę zaczniesz się dusić
- Ale co to ma do rzeczy... chodźmy dalej w świat i... -uśmiechnął się do mnie smutno kręcąc głową.
- W tym rzecz że ty jesteś młoda i nieznana... w przeciwieństwie do mnie... przejdźmy do meritum... Wiesz cokolwiek o wrotach?
- Słyszałam o nich... ale nie. Nic nie wiem
- Proszę cię, a właściwie błagam... nie idź tam -powiedział grobowym tonem, co mnie nie zraziło.
- Tam mam cię szukać?
- Dess... nie! -jęknął przewracając oczami.
- Czyli tam będziesz...
- NIE!
- To powiedz co się tam dzieje?!
- Tam jest niebezpiecznie! To jedne wielkie cmentarzysko! Wiem że któregoś dnia wszystkich nagle zacznie tam ciągnąć i wiem jak się to skończy dla większości, która tam dotrze. Chcę mieć pewność że będziesz bezpieczna... Obiecujesz?
- Obiecuję -westchnęłam siadając obok niego.
- Wiesz... chcę żebyś mnie zapamiętała takim jak o mnie mówisz... wiecznie uśmiechnięty...
- Fersh... -mężczyzna uśmiechnął się sennie nachylając się do mnie.
- Desstro... -mruknął zmęczony, w jego oczach coś się czaiło, świat wokół mnie zakołysał się i... jakby przygasł. -...moje prawdziwe imię to Fersherih trzeci Zielony... zaklinam cię byś nie pamiętała tego co do ciebie mówię, ale nie zapomniała. Przypomnisz sobie w momencie w którym przedstawię się ponownie tobie lub tak byś mnie słyszała... Proszę... nie znienawidź mnie...
- Nie potrafię nienawidzić -bąknęłam mrużąc oczy. Fersh pocałował mnie w czoło.
- To dobrze... słodkich snów -jego szept ledwie co przebił się przez pochłaniającą mnie ciemność, z tego pamiętałam tylko jego mgliste i smutne spojrzenie, ale temu obrazowi towarzyszył pisk. Jakby mnie ogłuszono...
To był mój ostatni wieczór z Fershem przed tym jak zniknął.
Pierwsze dwa miesiące były dla mnie ciężkie. Czułam się tak jakby ktoś oderwał mi pół duszy, a potem uciekł śmiejąc mi się w twarz, podczas gdy ja starałam się gonić chciwego złodzieja, ale ciągle dostawałam zadyszki i rzezimieszek znikał na horyzoncie.
W końcu pogodziłam się ze smutnym faktem że mój wspaniały anioł postanowił dołączyć do moich rodziców. Nie dlatego że miałam niejasną pewność że mój ukochany umarł, ale dlatego że on nie chciał żebym się z nim spotkała ponownie. To nadal bolesne, ale same wspomnienia o nim są kolorowe, więc teraz, będę przeć naprzód. Będę szukać tajemnic, rozdawać wiewiórkom orzechy, pomagać ludziom, gonić się z wilkami, rozjaśniać dzień przechodniom, pływać po bezkresnym morzu... jeśli kiedykolwiek natknę się na wysokiego mężczyznę w płaszczu z krokodylich łusek... będę go goniła... jestem Desstro, Córa wiatru... trudno żeby taki ktoś stał w miejscu... prawda?

 

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
www.klasainf.pun.pl www.twierdzazakonow.pun.pl www.mpo-liga.pun.pl www.pokemonthegame.pun.pl www.grupa9.pun.pl